Menu:
1. Kanapki z domowym pasztetem z wczoraj, oraz kiszonym ogórkiem.
2. Zupa jarzynowa z makaronem.
3. Szarlotka na gorąco, orzechy włoskie.
No, o pasztecie we wczorajszym wpisie było, dziś smakował tak samo pysznie.
Zupa, generalnie ugotowana według przepisu podstawowego, ALE, znalazłam w lodówce miskę z niewykorzystanym makaronem i czerwoną gotowaną soczewicą w niewielkiej ilości. To zainspirowało mnie, by soczewicę, pietruszkę i seler zmiksować, a to spowodowało, ze zupa była taka gęściejsza, bardziej sycąca.
Innowacyjne było też, z racji niewielkiej ilości makaronu, wrzucenie go do garnka z zupą, tak, ze każdy dostawał na talerz gotową mieszankę.
I nici z nadziei, że zupa dotrwa do jutra… wszystko zjedzone 🙂
Szarlotka, jak to szarlotka, szukajcie a znajdziecie przepis, tu tylko chciałam się podzielić moim sposobem na uciekający z foremek papier do pieczenia.
W międzyczasie, zupełnie niezauważalnie wyrósł chleb, i zaraz po szarlotce zajął miejsce w piekarniku. Będzie jutro nam smakował.
PS. Kot nie został zjedzony.