Menu:

1. Kanapki z humusem i żółtym serem.
2. Kalafior w dwóch odsłonach, z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty.
3. Urodzinowe rogaliki z czekoladą, makiem, oraz jagodzianka.

Ha! Kanapki to odmiana. Acz na tym nowości się kończą, humus bowiem nasz podstawowy, ser po prostu sklepowy żółty, pomidorki i czerwona papryka w charakterze dodatków.

Kalafior.
Po pierwsze panierowany. Tak normalnie, jajko, bułka tarta, smażymy na patelni i mamy. Uwaga praktyczna dla osób które sobie same bułkę trą – nie za drobno, bo jest potem ciężko toto smażyć.
Po drugie w formie kotletów, choć u nas raczej mówimy z jakiegoś powodu, którego nie pamiętam, burgerów; ma to wpływ na spożycie, więc się pilnuje. Poza tym mamy się angielskiego uczyć 🙂
Gotowany kalafior rozdrabniam, techniką dowolnie dostępną, tak by były wyczuwalne małe kawałeczki. Dodaję jajko albo dwa (zależy na ile kotletów –  dziś na około połowę średniego kalafiora – dwa), sól, pieprz, drobno pokrojoną ćwiartkę cebuli, trochę curry, mąkę z ciecierzycy – tyle żeby dało się uformować stabilne kotleciki. Te buch do bułki tartej, i na posmarowany olejem papier do pieczenia.
I do pieca, po ok. 20 minut z każdej strony, w temperaturze 180-190 stopni. Voila.

Ziemniaki w demokratycznym głosowaniu postanowiono ugotować w wodzie. Kiszona kapusta dostała cebuli i oliwy z oliwek.
Ci co opierali się mojej surówce dostali pomidorki i paprykę. Ważne że też mają witaminy i te inne. Kalafior nie każdy zjada, jeden wynegocjował nawet żeby mu cukinie do panierki wsadzić. A niech ma. Na zdrowie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *