Menu:

1. Jajecznica oraz pasta z tofu.
2. Racuchy z jabłkami i bananem.
3. Kolacja u babci.

Dobrze czasem rzucić hasło – dziś śniadanie zróbcie Wy! 🙂
Efekty na zdjęciu powyżej – nawet obrus znaleźli!
Przyznam, że zrobiłam pastę z tofu – z majonezem, musztardą i kiszonym ogórkiem. I  dobrze, bo głód był duży, wszystko zjedliśmy!

Na obiad chciałam połączyć ochotę na coś słodkiego z czymś zdrowym.
Zasadniczo efekt osiągnęłam, ale dziadostwo przy robocie było straszne.
Racuchy z jabłkiem, bananem i czekoladą gorzką.
Ciasto robi się zawsze prosto i tak samo. Chyba że zrobi się coś inaczej.
Normalnie zmiksowałabym wodę, 2 jajka i mąkę, z odrobiną soli, na dość gęste ciasto.
A tu, bez jajek, za to z dodatkiem mleka kokosowego, takiego gęstego z puszki. I okazało się, że obrałam i pokroiłam w plasterki górę jabłek, plus 2 banany, i ciasta było znacznie mniej niż zwykle, ale postanowiłam zaryzykować.
Gdybym nie dosypała tam pokruszonej czekolady…
Dosypałam, taka chciałam być odważna. Niestety w połączeniu z olejem czekolada zaczęła się pienić. Im mniej oleju było na patelni tym lepiej smażyły się placki, ale tym łatwiej było je przypalić. Wymagały dość długiego smażenia, więc jabłka robiły się wyjątkowo rozpieczone i miękkie. Racuchy przenosiło się więc okropnie…
Smakowo – super, wszystkie zniknęły, ale od strony obsługi patelni – nigdy więcej.
Próbowałam synowi wyjaśnić skąd te różne dziadostwa, to mi powiedział, a babcia też robi takie, i się tak nie dzieje.
No to wiecie kto zostanie przy robieniu racuchów 🙂

Resztę masy owocowo – ciastowej, wsadziłam do piekarnika. Efekt? Zobaczymy…

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *