Weekend był dla mnie pełen różnych wydarzeń. Wiele czasu spędziłam w samochodzie, co lubię, i przy temacie piłki nożnej – którą lubię najbardziej właśnie w takiej odsłonie – gdy grają moi chłopcy.
Dzieciaki karmiła w te dwa dni moja mama, gdyż u niej mieli bazę. Wiem że jedli duuuużo kanapek, na pewno była pasta jajeczna, sporo owoców, ciasto i obiad, który 2:2 jedli i nie jedli moi synowie. Zdjęć nie mam, ale najstarszy D pilnuje bym zrobiła wpis (-:
Na pewno byli dobrze nakarmieni, jak przez mgłę pamiętam, że i ja skorzystałam na kanapkach i faszerowanej cukinii.
Dzisiejsza kolacja to już był mój zakres gotowania, i szczerze nie wiedziałam jak to będzie. Zakupy nie odbyły się, w domu jedzenie wymagające raczej przygotowań niż do natychmiastowego spożycia… UFF! Lodówka okazała się przechowywać ziemniaki, które podsmażyłam z curry, kminkiem i majerankiem, odkryłam też namoczoną soczewicę, którą po prostu ugotowałam z solą.
Lubię te chwilę, kiedy dzieciakom wystarcza i smakuje takie proste, sycące jedzenie, pachnące przyprawami. Były dokładki!
Miałam nadzieję, że nastawię na jutro cokolwiek, co nada się do spożycia na gotowo, ale tu niespodzianki były z gatunku niepożądanych. Drożdże zepsute, zupa przekroczyła moje możliwości, soczewica zjedzona na kolację… Jutro też jest dzień. Dziś już odpoczywam!