Menu:
1. Owsianka.
2. Kotlety z sera camembert / tufu, kasza bulgur, sałatka.
3. Jabłka i gruszki pod kruszonką.
Poniedziałkowy poranek spędziliśmy na okolicznych łąkach, zachwycając się tym co zamrożone, zamarznięte, studiując jak zachowuje się lód na kałużach o rożnych rozmiarach, kiedy trzeszczy, pęka i jak chlapie spod niego woda.
A dziś zeszliśmy pod ziemię – konkretnie pod krakowski Rynek. Interesujące doznania, fajnie przygotowana ekspozycja, choć treściowo bardziej dla starszych niż młodszych zwiedzających.
Kolejny raz towarzyszyła mi refleksja nad tym, że w muzeach jest coraz częściej ciemno. Osobiście nie podoba mi się ta konwencja. Ciężko czyta się opisy, a i dzieci łatwiej zgubić 🙂
A teraz do stołu.
Panierowany ser, lub tofu, kasza bulgur – nowość u nas, przyjęta średnio entuzjastycznie, mnie pasuje. Sałatka – no z sałaty, kukurydzy, kiszonego ogórka i utartej marchewki.
Marchewce owej zarzucam, że anihilowała moją ulubioną obieraczkę do warzyw. Po obraniu marchewki obieraczka zniknęła. Nie znalazłam jej nawet w śmietniku, a wyrzucałam każdy śmieć osobno do osiedlowego kosza…
Kolacja za to przyniosła w końcu owoce pod kruszonką. W końcu, bo już jakiś czas chciałam zrobić ten deser. Doskonale się sprawdził jako sposób na posprzątanie w owocach i zagospodarowanie jabłek co najmniej trzeciej świeżości.
Pokrojone jabłka, gruszki, pomieszane, trafiły do żaroodpornego naczynia, dodałam słoiczek morelowego dżemu, dla przełamania smaku. Na górę kruszonka – tyle samo masła i cukru, dwa razy więcej mąki (np. 100g cukru i masła, 200g mąki). Wyrobione razem na jednolite ciasto, potem pokruszone lub utarte na górę owoców, u mnie z dodatkiem soku z limonki i szczyptą cynamonu. Dociśnięte i na 40 minut do piekarnika, 185 stopni i termoobieg.