Nie ma menu na ten weekend.
Nie oznacza to, że głodowaliśmy dwa dni. Po prostu bywa, że spędzam czas sama. Rzadko wtedy gotuję. Zdecydowanie pozwalam się karmić.
Gdy jestem w drodze, jest taka stacja benzynowa, na której można zjeść bardzo porządnego burgera burakowego. Wiem, wiem, fast food, itp, itd, ale ten jest wyjątkowo przyjazny i sycący, i smaczny.
Gdy karmią mnie przyjaciele, jajko na miękko, kanapka z hummusem i pomidorem, i kawa (nawet jeśli trochę się wylało :)), to pyszne śniadanie.
Dostać na obiad zupę dyniową, bardzo smakowitą, to też prawdziwa przyjemność. Mam już przepis, wkrótce ugotuję i się podzielę.
Jedzenie dostałam też od znajomych w formie surowej 🙂 Mam wielką dynię i kilka cukinii, jedna już trafiła do zamrażalnika, co do reszty snuję różne plany.
Dostałam też prezenty bezpośrednio z drzew. Mam takie swoje miejsca… I koszmarnie brązowe palce od orzechów. Nie mogłam im się oprzeć.