Niedawno, żeby zapewnić nam ciągłą czystość stołu, najstarszy syn rozpisał „dyżury” – każdy raz dziennie dba o stół przed i po posiłku, a najmłodszy K, raz lub dwa razy dziennie pomaga komuś starszemu. Przyznam, że ja nie przepadam za takimi „tabelkami”, ale ta DZIAŁA, i to mnie cieszy. oczywiście padło pytanie kiedy ja mam mieć dyżury 🙂 no wiecie, prosta sprawa – jeśli gotują chłopcy, ja zadbam wtedy o stół. Ten argument był dobrze dobrany 🙂
Menu:
1. Owsianka z podsmażonymi jabłkami i gruszkami, bananem, i dla chętnych – z gęstym mlekiem kokosowym.
2. Podsmażane ziemniaki (z wczoraj), soczewica czerwona, sałatka.
3. Jajecznica z cebulką i pomidorami, chleb, kiszone ogórki.
Wczoraj, po treningach, musieliśmy na szybko uzupełnić zapas chleba, gdyż głód był wielki. Naprzeciwko naszego domu, mamy sklepik Matula Natura. Lubię go, często otwarty jest po godzinach, i jeszcze był nasz ulubiony chleb.
Właściwie już wyszliśmy, ale jak to czasem bywa, od słowa do słowa, właściciel mówi, że ma jeszcze 2 skrzynki jedzenia w promocji – wiecie, to co by musiał wyrzucić za dzień lub dwa, a tak sprzedaje zestawy niespodzianki, w bardzo fajnej cenie.
I tak ta paczka miała wpływ na dzisiejsze menu.
Trochę obtłuczone jabłka, baaardzo dojrzałe gruszki, 8 minut na patelni i już mamy ekspresowy „dżemik” do owsianki.
Papryka ze zmarszczkami, kilka pomidorów – każdy z innej odmiany, więc jaka różnorodność smaku, ogórki (no kilka miało zwiędnięte końcówki, no to ciach), zielona cebulka, plus ogórki naszego kiszenia, sól, oliwa i sałatka – królowa obiadu – gotowa.
Spotkała mnie też miła niespodzianka. Zwykle zapraszam chłopaków do czynności kuchennych. Ale dziś nikt się nie zgłosił. Za to potem, jakoś tak niepostrzeżenie, M doprawił soczewicę, a potem pokroił pomidora, drugiego pomidora już za chwilę kroił K – ach trzeba było widzieć to skupienie, koncentrację małych 4-letnich rączek! I uwaga, kroimy zwykłym, ostrym nożem.
Soczewicę zrobiłam dziś na patelni – z podsmażoną cebulą, czosnkiem, curry i oregano.
Bardzo chciałam żeby na kolację była zupa. Tymczasem, coś zajęło moje ręce:
A przy kolacji najstarszy zamieszał elegancko na patelni, i pomimo galopującego po treningowego głodu, zaproponował swój nienaruszony jeszcze talerz do zdjęcia. VOILA!