Menu:

1. Koktajl i owsianka.
2. Zupa cebulowa z grzankami.
3. Fasola w pomidorach, domowa pita.

Koktajlem wykończyłam pomarańcze, których inaczej nikt nie chciał. Byli tacy, co jedli koktajl z owsianką, byli tacy co osobno pili koktajl, osobno jedli owsiankę.

Rano ugotowałam gar wywaru jarzynowego.

Pierwsze jego wykorzystanie to zupa cebulowa. Przeglądnęłam kilka przepisów, i zdecydowałam się zrobić ją tak.
DUŻO cebuli (10-12 małych, może więcej) pokroiłam w piórka. Płakałam.
Następnie na oleju smażyłam ją na małym ogniu przez około 30 minut, co jakiś czas mieszając. Chodzi o to by cebule zmiękła, i zezłociła się ostatecznie. Uwaga, łatwo spalić! Cały dom był w cebulowych oparach, pomimo pokrywki nad patelnią i pracującego okapu.
Gdy cebula była gotowa dodałam do niej przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku – 2, pół łyżeczki gałki muszkatołowej, sól, tymianek – 2 łyżeczki, świeżo mielony pieprz – dużo.
Następnie dodałam wywar w pożądanej ilości – jakieś 2,5 l.
Na życzenie konsumentów, zmiksowałam całość. Kolor wyszedł szary… Zupa była smaczna bardzo, nie zdążyłam nawet jej sfotografować. Podana została z grzankami, zrobionymi na patelni z reszty chleba sprzed 2 dni. Jak zwykle, grzanek zawsze za mało, więc wystąpiły też pojedynki w tym temacie…

Fasola.
Po pierwsze solo.
Po drugie w pomidorowym sosie. Miało być więcej fasoli, a sosu i innych mniej, wyszło na odwrót.
Olej, a na nim cebula, czosnek 5-6 ząbków, tymianek, bazylia, majeranek, trawa cytrynowa, kminek, gałka muszkatołowa, curry. Po ile? Po ile kto lubi 🙂 Po łyżeczce, bądź dwie, to zależy też od ogólnej ilości przygotowanej potrawy (gałki mniej niż innych przypraw). Podsmażyć, potem dodać pomidorowego sosu – u mnie ze słoika (z niepokojem patrzę jak znikają zapasy własnej roboty, trzeba będzie na sklepowe przechodzić…) Zagotowałam wszystko i po zmiksowaniu dodałam fasolę oraz pokrojone w słupki jarzyny z wywaru – marchewkę, pietruszkę i seler. Dolałam też trochę wody w której gotowała się fasola, żeby rozrzedzić nieco potrawę.

Jako dodatek wystąpiła pita domowej roboty.

PITA.
Prosta, ale wymaga trochę organizacji podczas przygotowania posiłku.
Ciasto
(na 14 średniej wielkości pit – około 800g mąki, 30 g drożdży świeżych, sól, łyżeczka cukru, kilka łyżek oleju, woda ciepła – tyle by ciasto było elastyczne i gładkie) wyrabiamy i musi rosnąć – minimum 1h.
Potem wyrośnięte ciasto wyrabiamy krótko, i dzielimy na równe części. Każdą część krótko wyrabiamy i formujemy około kulisty kształt. Potem wałkujemy, byle delikatnie na placki o grubości do 1 cm. Placki rosną znowu około 30 minut. Mogą więcej.
Sposoby pieczenia:
– patelnia – na mocno nagrzanej, suchej patelni, pieczemy
placek po kilka minut z każdej strony, aż do zarumienienia; w porównaniu z pitami z piekarnika, te są bardziej zwarte;
– piekarnik – nagrzewamy go mocno – 240 stopni – razem z blachą, na której będziemy piec pity; następnie wkładamy placki, i pieczemy je około 5-6 minut, można obrócić w połowie, do lekkiego zarumienia. Pity w piekarniku wyraźnie rosną. Uwaga na papier do pieczenia – w takiej temperaturze mój już się mocno zabrązowił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *